gdyby ciebie nie było
smutek schowałabym
w foliowej torbie
a potem
założyłabym ją na głowę
i wdychała swój lęk
aż po bezpowietrze
gdyby ciebie nie było
smutek schowałabym
w foliowej torbie
a potem
założyłabym ją na głowę
i wdychała swój lęk
aż po bezpowietrze
wyśnij dla mnie wzgórza zielone
marzeniami usiane jak wiosną
wyśnij pragnień spełnienie
które drzemiąc zaklęte wciąż rosną
pokaż sny z lat dziecinnych
zadeptane zawiścią łzą w oku
pokaż sny wybudzone
tuż przed świtem
pogrążone w półmroku
chciałabym
narysować ciebie
nakreślić ołówkiem
każdą twoją rysę…
nie umiem
więc słowem koloruję
serca drżeniem
westchnieniem żony znudzonej
pamięcią śpiącej twarzy…
Dziękuję za twoją obecność
która istnieje we mnie
nawet gdy ciebie nie ma.
Dziękuję za oddech
co wznosi do góry
za słowo proste
wypełnione pełnią
i łzę na motylim skrzydle…
byłam u siebie tylko raz
przyszłam bez zapowiedzi
bez zbędnych dzwonków
i pukania do drzwi
stanęłam w progu jak nieproszony gość
i stałam się niechciana
zjawiłam się nie w porę
bo czasu zabrakło
bo obiad na stole
bo pranie usycha z tęsknoty
nie było spijania wierszy
z filiżanki
nie było rymów
w galaretce
tak nagle nie po drodze
do siebie
mi się stało
następnym razem wyczeszę pamięć
czerwienią wymaluję serce
wytuszuję myśli
i ubiorę się w najdroższy uśmiech
żeby ugościć siebie naprawdę