Czajnik

Mikołaj był szczęśliwy, że nareszcie może odpocząć. W firmie przez całe osiem godzin wciąż ktoś czegoś chciał, wciąż ktoś przychodził i do niego mówił. Teraz mógł pogrążyć się w ciszy i czekać na ulubiony serial. Zapowiadał się spokojny wieczór. Mężczyzna rozsiadł się wygodnie na wysłużonej kanapie, wyciągnął przed siebie nogi i zamachał nimi kilka razy. Gumowe klapki z gracją upadły na podłogę i odsłoniły brudne pięty, które z dumą wychylały się z szarych skarpetek.

– Mikołaj! – Coś jakby wrzask kury polewanej wrzątkiem wydobyło się z kuchni.

Mikołaj automatycznie wyprostował plecy. Nim zdążył się zorientować, co się dzieje, do pokoju wkroczyła Danuta, wymachując niebieską ścierką.

– Wołam cię – wycedziła przez resztkę zaciśniętych zębów.

– Cześć, kochanie. Nie wiedziałem, że już wróciłaś. – Mikołaj zareagował uśmiechem na to niezbyt serdeczne powitanie.

– Jak to nie wiedziałeś? Przecież od kilku minut do ciebie mówię. Nigdy nie słuchasz – stwierdziła z wyrzutem.

– Nieprawda. Słyszę każde twoje słowo. – Mikołaj próbował się bronić. – Po prostu nie wiedziałem, że jesteś w domu. Miałaś dziś fryzjera i kosmetyczkę. W dodatku mówiłaś do mnie przez zamknięte drzwi.

Próbował zażartować, ale powaga na twarzy żony sugerowała, że ta nie ma zamiaru się śmiać.

– Dobra, dobra – powiedziała. – Teraz się tłumaczysz drzwiami, a ja mówię, że nigdy nie słuchasz. Dziś to nie wyjątek. Nigdy nie odpowiadasz na moje pytania. Kiwasz tylko głową albo mruczysz pod nosem. Jakbyś był zupełnie gdzie indziej.

– Nie chcę ci przerywać, kochanie. Kiedy o czymś opowiadasz, jesteś tak przejęta, że słucham z zainteresowaniem. Nie lubisz, kiedy wtrącam się do twoich opowieści.

Mikołaj raz jeszcze próbował obrócić sytuację w żart, ale już po chwili zrozumiał, że to nie ma najmniejszego sensu. Oparł się wygodniej o oparcie kanapy i postanowił poczekać, aż żona się wygada.

– Taaaaaaa, jasne! – burknęła. – Wolałabym, żebyś mi czasami przerywał, bo wtedy przynajmniej wiedziałabym, że mnie słuchasz. Już nie raz o tym rozmawialiśmy. Dobrze wiem, że jednym uchem ci wpada, a drugim wypada.

– Tak, ty wiesz lepiej, co ja myślę i słyszę! – Mikołaj ledwie zaczął gadać swoje „mądrości”, a już się irytował. – Oczywiście! Jak zawsze. – Aż dziw, że nie odpowiedział dosadniej.

– Nie dokuczaj mi. Przecież…

– To o czym chciałaś teraz porozmawiać? – zapytał, zanim żona zaczęła kolejny monolog.

– Nie przerywaj mi! Widzisz? Zawsze to samo… – Głos Danuty był płaczliwy. – W ogóle mnie nie słuchasz. Wolisz siedzieć sam i gapić się w telewizor.

Mikołaj miał wrażenie, że robi się coraz mniejszy i mniejszy, ale nie chciał się poddać. Nie tym razem. Postanowił, że nikt i nic nie wyprowadzi go dziś z równowagi. Wziął głęboki oddech i wykrzywił usta w półuśmiechu.

– No przecież chciałaś, żebym ci przerywał. Właśnie udowodniłem, że słucham.

– Ale ty nie masz mnie tylko słuchać. Masz ze mną rozmawiać. – Danuta wlepiła swoje wielkie oczy w męża. – Dyskutować. Prowadzić konwersację. Nie rozumiesz?

– Ja, dyskutować? Przed chwilą mówiłaś, że mam słuchać, bo nie słucham. No to słucham do cholery! – wypalił, i jednocześnie cały zapas pozytywnej energii uleciał z niego jak gaz z dopiero co otwartego piwa.

– Nie obrażaj mnie! I nie mów do mnie takim tonem! – zaczęła na nowo wrzeszczeć Danuta – Zero inteligencji. Najlepiej w ogóle się do mnie nie odzywaj. Nie nadajemy na tych samych falach. Za mało książek przeczytałeś, żeby mieć coś ciekawego do powiedzenia.

– Przecież miałem się odzywać, rozmawiać, konwertować! – Mikołaj miał powoli dość i podniósł głos, choć rzadko rozmawiał z kimkolwiek w ten sposób.

Danuta atakowała nadal:

– Konwersować, głupku! Nie znasz podstawowych słów, a dialogi chcesz prowadzić.

– Przejęzyczyłem się tylko. Nie musisz od razu mnie obrażać. Możesz się uspokoić?

– Nie zwracaj mi uwagi! Ja ciebie obrażam? Niby w jaki sposób? – prychała Danuta. Była w swoim żywiole.

Mikołaj nie miał zamiaru dawać jej powodów do dalszych wrzasków. Starał się trzymać resztę swoich wątłych nerwów na wodzy, więc odpowiedział najspokojniej, jak potrafił:

– Nazwałaś mnie głupkiem.

– Weź przestań. Nie chwytaj mnie za słówka. Ignorant. Nie kumasz, co się do ciebie mówi i jeszcze obrażasz się jak baba.

– Kobieto! Opanuj się w końcu. – Emocje wirowały w Mikołaju jak w diabelskim kole. Chciał przecież tylko chwili spokoju. – Chcesz porozmawiać czy nie? Pamiętasz jeszcze, w jakim celu tu przyszłaś?

– W jakim celu? To ja cel mieć muszę, żeby do męża przyjść – załkała – przytulić się, żeby posiedzieć sobie w ciszy i spokoju?

Żaden pomysł na zażegnanie tego konfliktu nie przychodził Mikołajowi do głowy. Jego milczenie i tak nie uciszyłoby małżonki, wzajemne krzyki też nie doprowadziłyby do niczego, a wyjście z domu mogło jeszcze bardziej pogorszyć sprawę. Wciąż próbował być miły.

– Kochanie, dajmy już spokój. Nie mam ochoty na kłótnie.

– Na kłótnie? A kto zaczął? Przecież to ty się cały czas burzysz… – Żona najwidoczniej nie doceniała jego starań.

– Ale to ty przyszłaś pierwsza – próbował tłumaczyć. – Myślałem, że chcesz rozmawiać.

– Nie mów mi co mam robić! Mam już dość takiego życia. Rozwiodę się z tobą, zobaczysz. Jak tylko dzieci pójdą z domu.

Mikołaj nie wytrzymał i parsknął śmiechem. To zdanie słyszał kilka razy w tygodniu. Zdążył się zorientować, że żona wykrzykiwała je zawsze wtedy, gdy brakowało jej argumentów w kłótni, kiedy już miała pewność, że nie wyprowadzi go z równowagi.

-Taaak, jasne – zaśmiał się pobłażliwie. – Mówisz tak od dwudziestu pięciu lat, a wciąż niańczysz synka i powtarzasz mu, że może tu mieszkać tak długo, jak tylko zechce. Poza tym zawsze rozwodzisz się w weekend albo w piątek po południu. Akurat wtedy, gdy adwokaci kończą pracę. Do poniedziałku jakoś ci przechodzi.

– Widzisz, jaki ty jesteś złośliwy? Tym razem to zrobię, zobaczysz. – Groźba nie brzmiała przekonująco. – Zostaniesz sam i nie będziesz miał do kogo gęby otworzyć.

– Dobrze, mam taką nadzieję. A teraz powiedz, co chciałaś. I już się nie bocz. Wiesz, że słucham.

– Nic wielkiego. – Danuta wiedziała, że dotarli do tego etapu, w którym trzeba spór zakończyć. – Czajnika nadal nie mamy. Od dwóch miesięcy wodę grzejemy w rondlu. Zrobiłbyś coś dla dobra innych, a nie tylko siedzisz w swoim świecie.

– Spokojnie – odpowiedział Mikołaj z ulgą. Kupię ci ten czajnik

– Tylko błagam, tym razem kup niebieski, pasujący do wystroju.

– Tak, tak… Przecież wiem, nie jestem matołem. Jutro pojadę do miasta i zrobię zakupy.

Następnego dnia Mikołaj przywiózł czajnik. Ładny, nowiutki, zielony…

PS. Woda na herbatę nie była gotowana ani w niebieskim, ani w zielonym czajniku ;)

4 komentarze

  • Wyraźnie do siebie nie pasują i świetnie to niedopasowanie pokazujesz czytelnikowi.
    Podobają mi się Twoje opowiadania.

    • Dziękuję, Aniu 🙂 Myślę jednak, że to nie kwestia dopasowania. Po prostu standardowe małżeństwo 😉 Do rękoczynów nie doszło i w końcu konwersacja się zakończyła.
      Cieszę się, że Ci się podobało 🙂

  • Świetnie pokazałaś napięcie między bohaterami, bardzo dynamiczna akcja. Opisanie jej w formie dialogu dla mnie byłoby wyczerpującym przedsięwzięciem. Chylę czoła!

    • Kasiu, dziękuję bardzo 🙂 Ja też nie lubię pisać dialogów, ale ten akurat popłynął, choć pierwotne założenie było inne.
      Rozmowa miała iść w innym kierunku 😉

Możliwość komentowania została wyłączona.